niedziela, 27 listopada 2011

Zdjęcia z Mazowieckiej Drogi św. Jakuba

Kilka zdjęć z wytyczanej Mazowieckiej Drogi św. Jakuba - trasa północna


Katedra warszawska

Kościół pw. Świętego Jakuba Starszego Apostoła na Tarchominie, XV w.

Św. Jakub z kościoła na Tarchominie
Zakroczym - kościół na terenie dawnej rezydencji Książąt Mazowieckich

Czerwińsk - jeden z nielicznych zabytków romańskich w Polsce

Wyszogród - kościół pw. św. Trójcy, pierwotnie św. Jakuba
Zakrzewo Kościelne

Kępa Polska 

Płock - Imielnica. Parafia pw. św. Jakuba, w XIII w. także kościół pod tym wezwaniem

Włocławek - miejsce męczeńskiej śmierci bł. ks. Jerzego




poniedziałek, 7 listopada 2011

Droga Północnomazowiecka


Tak ma orientacyjnie wyglądać Północnomazowiecka Droga Św. Jakuba. Szczegółowo można ją obejrzeć tutaj. Plik Google Earth można pobrać tutaj.

niedziela, 7 sierpnia 2011

Droga Mazowiecka na Kujawach Włocławek-Dobre


Do zachodnich krańców Włocławka dojechałyśmy miasta autobusem. Od szpitala na ul. Wienieckiej szłyśmy ścieżką rowerowo - pieszą. Miałam wprawdzie zamiar iść ulicą Lisek i Rudą, ale byłoby to zbyteczne nadkładanie drogi. Ścieżka rowerowa jest bardzo przyjemna, idzie brzegiem pięknego lasu, niestety, było niezwykle parno i wilgotno, czułyśmy się jak w łaźni parowej. Przez Wieniec Zdrój, potem już poboczem, przecinając autostradę A1 w budowie, doszłyśmy do Wieńca. Miłe panie w sklepie naprzeciwko kościoła rozpoznały w nas pątniczki. Odpoczęłyśmy, posiliłyśmy się i zajrzałyśmy na plebanię. Ksiądz proboszcz z parafii p.w. Przemienienia Pańskiego (rok założenia 1356), przemiły gaduła, nie chciał nas wypuścić. Bardzo zainteresował się ideą dróg jakubowych w Polsce, zamierza prowadzić pielgrzymki po przejściu na emeryturę (za rok). Doradzał nam, jak iść do Siniarzewa, niestety, uważał, że najlepiej będzie główną drogą.

Postanowiłyśmy jednak szukać bocznych dróg. Wychodząc z kościoła skręciłyśmy w lewo, minęłyśmy dawny pałac (potem szpital) w ruinie, minęłyśmy pierwsze skrzyżowanie (w głębi sklep). Około kilometra od kościoła droga rozwidla się, skręciłyśmy w prawo, na drogę wysypaną miałkim żużlem. Nie pamiętam nazwy na drogowskazie, ale wg Googli i Geoportalu jest to droga na Gustorzyn. Za Gustorzynem droga dochodzi do drogi poprzecznej (wg Geoportalu ta miejscowość nazywa się Dobra Wola). Skręciłyśmy w prawo. Po ok. 1 km miałyśmy dojść do skrzyżowania trzech dróg i skręcić w lewo na Wysocin. To skrzyżowanie wygląd tak samo na wszystkich 3 mapach: tej, którą się posługiwałam, Geoportalu i w Googlach. Drogę przegapiłyśmy, dalej nie bardzo wiedziałyśmy, gdzie jesteśmy, zapytani tubylcy uparcie kierowali nas na drogę 252. Następne chyba 2 godziny przebiegły dokładnie pod hasłem "diabeł ogonem nakrył". Na żadnej mapie nie mogę zlokalizować drogi, którą szłyśmy. Wygląda na to, że kręciłyśmy się w kółko, ale słońce miałam ciągle po lewej ręce! Im dłużej wpatruję się w mapę, tym bardziej nieprawdopodobne wydaje mi się, jak mogłyśmy zgubić drogę na tak prostym odcinku!

Po dłuższym marszu w raczej niewiadomym kierunku, napotkałyśmy pana, który nam ładnie wyrysował na ziemi drogę. Jego wskazówki zgadzają się z Geoportalem. Od Wysocina trzeba skręcić przed kościołem na Wysocinek, w Wysocinku w prawo na Chrustowo i Kujawkę. Potem już prosto jak z bicza strzelił przez Słupy Duże. Tu przeciąć drogę 267 i już drogą gorszą ok. 3 km (wg Googli) do drogi poprzecznej, skręcić prawo i po kilkuset metrach wychodzimy prosto na kościół. My, zmęczone, spocone, upadłe na duchu, nie zdecydowałyśmy się na ten wariant. Poszłyśmy do drogi 252 (jednak, a dobrzy ludzie od początku tak radzili). Miałyśmy przed sobą prawie 15 km szosą bez pobocza (asfaltówki dostałam po godzinie). Dotarłyśmy do Bądkowa, gdzie był bardzo widowiskowy ślub, z kawalkadą motocyklistów i kawalerzystami na pięknych koniach.

Niestety, nadciągała burza (zresztą na życzenie Reni, która prosiła św. Jakuba o prysznic). Poprosiłyśmy o schronienie panią, mieszkającą tuż koło kościoła. Po krótkim wahaniu zaprosiła nas do mieszkania, ugościła kawą, wysłuchała opowieści o Camino w Polsce i Hiszpanii. Burza i ulewa minęły, ruszyłyśmy dalej. Siniarzewo jakoś nie chciało się przybliżyć. Wreszcie, o 21:00 (z Wieńca wyruszyłyśmy ok. 13:00, szosą jest podobno 15 km) dotarłyśmy na plebanię. Ksiądz Tomasz Bartkowiak chętnie udzielił nam gościny. Jednak jakoś nie mieści mu się w głowie idea włóczenia się po polach, kiedy można przejechać samochodem.

Rano Msza św. w ładnym kościele z początków 20. wieku. Parafia jest jednak bardzo stara, powstała przed 1325 rokiem. Po rozmowie z księdzem Tomaszem wyruszyłyśmy w drogę. Było trochę mniej parno, czasem nawet powiewał wiatr. Po wczorajszym dniu pełne najgorszych przeczuć, zastanawiałyśmy się, o której dotrzemy do Dobrego. Jednak droga okazała się prosta, w dniu Pańskim, rozpoczętym Eucharystią "ten z dołu" najwyraźniej stracił ochotę do zaczepiania nas. Od kościoła drogą na wprost ok. 2 km, potem w prawo na Czołpin i Narkowo. W Narkowie skręciłyśmy w lewo na Morawy. W Morawach znów w prawo, koło pięknego drewnianego kościoła, troszkę przypominającego cerkiewkę, do drogi 266, potem w lewo i już po 14:00 byłyśmy w Dobrem.

Droga dość ruchliwa, ale jest szerokie pobocze po kolejce wąskotorowej. Można też tę drogę ominąć, idąc na Smarlin.

niedziela, 17 lipca 2011

Przejście Dobrzyń-Włocławek - Droga Mazowiecka ma Ziemi Dobrzyńskiej


Po zamknięciu na początku maja Północnej Drogi Mazowieckiej dopiero 15 lipca udało się nam wrócić na trasę. Busikiem wyruszyliśmy do Dobrzynia nad Wisłą. Pan kierowca się jakoś nami wzruszył i włączył klimatyzację. Był to początek wielu miłych i niespodziewanych zdarzeń. Właścicielka pensjonatu "Irena" w Dobrzyniu też się wzruszyła na wieść, ze my pielgrzymi i dała nam 25% rabatu. poza tym upiekła pyszne ciasto (ale to chyba ma w standardzie). Zwiedziliśmy Górę Zamkową skąd podziwialiśmy panoramę Wisły. Następnego dnia po śniadaniu w ukwieconej altanie i serdecznym pożegnaniu z p. Ireną wyruszyliśmy. Proboszcz w Dobrzyniu przyjął nas miło, ale rewelacją okazał się ks. Marek, wielbiciel Francji, który był w Santiago (ale nie na Camino).

Wyruszyliśmy na szlak. Po drodze był sad wiśniowy, znów piękny widok na Wisłę, niestety droga urwała się nad jarem. Idąc pokazanym nam skrótem, trafiliśmy na ostre zejście do jaru a następnie wątły mosteczek. Dalej boczną (ale asfaltową) drogą. Droga niestety znów ugrzęzła nad przepaścią na cudzym podwórku pomiędzy Bachorzewem a Glewem. Tu pomocny okazał się pan Andrzej z owej posiadłości, który nie tylko przeprowadził nas przez zdziczały sad i jakieś chaszcze, ale jeszcze opowiedział o młynie, niegdyś tu pracującym, i zaprosił na kawę i miód w przyszłości. Czekał nas jeszcze jeden strumyczek w głębokim jarze, przez który przerzucona była omszała kłoda z rachityczną żerdką zamiast poręczy.

Dalej już miłymi, choć asfaltowymi drogami, jeszcze nad Wisłą, doszliśmy do Tulibowa. Jest tam dwór, przepięknie położony na skarpie, obok spichlerz. Dwór, niestety, zamieniony w kołchoz, spichlerz w prywatnych rękach, widać początek remontu. Prosto na północ doszliśmy do Krojczyna i drogi Płock - Włocławek. Ponieważ forsowanie potoczków i krążenie po sadach zabrało nam trochę czasu, postanowiliśmy nie iść już do Chełmicy, ale dojechać do Włocławka.

We Włocławku nocowałyśmy u przemiłego pana Ryszarda. Warunki luksusowe, cena minimalna, w pobliżu sklep. Rano w niedzielę, pojechałyśmy do Chełmicy Dużej, po drodze wstępując do kościoła księży Orionistów p.w. Najświętszego Serca Jezusowego. W Chełmicy proboszcz kościoła p.w. św. Jakuba, ks. Henryk Wysocki przyjął nas bardzo serdecznie (nawet wspomniał o pielgrzymach na drodze jakubowej w kazaniu). W 2017 r. będzie 100 rocznica poświęcenia kościoła i ks. Henryk chciałby rozruszać trochę parafi. Z kościoła, już bez przygód, przeszłyśmy drogami wśród pól do Włocławka. Droga trochę monotonna, na pewno przyjemniejsza w chłodny dzień. Zdążyłyśmy jeszcze odwiedzić Katedrę (wiele interesujących rzeźb, nagrobków, w tym roku jubileusz 600lecia), na wizytę u Franciszkanów już nie starczyło czasu. Wyprawa zakończyła się znów miłym przypadkiem: do Warszawy wracał kuzyn jednej z nas i zabrał nas ze sobą.

niedziela, 8 maja 2011

Droga Mazowiecka Imielnica-Dobrzyń


Rozpoczęliśmy ten odcinek w Płocku - Imielnicy. Zajrzeliśmy do ks. proboszcza kościoła pw. św. Jakuba i Najświętszego Serca Jezusowego, zostawiliśmy materiały informacyjne i ruszyliśmy w drogę. 

Mityczny niebieski szlak pojawiał się i znikał, jak to ma we zwyczaju. Na szczęście mieliśmy mapę Płocka, więc ok. 11:00 dotarliśmy na Rynek, gdzie czekała na nas orkiestra (no, może nie na nas, był Jarmark Europejski). Po drodze zwiedziliśmy cmentarz wojskowy z lat 1914 - 1939 i cmentarz prawosławny oraz cmentarną kapliczkę - cerkiewkę. Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy pięknym bulwarem nad Wisłą. Słoneczko przygrzewało, bez pachniał, wietrzyk powiewał, było cudownie. Niestety, szlak (tym razem czerwony) opuścił Wisłę i zaginął w ogródkach działkowych. Okrążyliśmy ogródki 2 razy, zanim doszliśmy do wniosku, że jednak mapa swoje, a szlaku tu nie ma. Odnalazł się kilometr dalej na ulicy Traktowej. Jeszcze tylko mała pułapka w postaci mikroskopijnej naklejki na słupku, zamiast wyraźnego znaku skrętu w lewo, i opuszczamy Płock. 

Dalej przez pola, droga jak strzelił. Weszliśmy w las. Udało się nam przypadkiem zauważyć miejsce, gdzie szlak opuszcza drogę (płocki PTTK nie uznaje znaków skrętu). Po miłym spacerku pięknym lasem doszliśmy do leśniczówki Brwilno. Tam popasaliśmy chwilkę, bo według mapy nocleg był tuż, tuż. 

Opuściliśmy czerwony szlak i zostawiając budynek leśniczówki po lewej ręce poszliśmy leśną drogą. Po 900 m doszliśmy do drogi poprzecznej. Jak się okazało, mają się te drogi nijak do zaznaczonych na mapie. Na szczęście spotkaliśmy dobrą duszę i dowiedzieliśmy się, jak dojść do Cierszewa. Szliśmy jeszcze ponad godzinę szeroką, równą drogą leśną. Zboczyliśmy 300 m do mogiły z czasów II wojny (dobrze oznakowana). Na rozstaju, przy którym stoi pomniczek myśliwych, którzy "odeszli do krainy wiecznych łowów", skręciliśmy w prawo. Mieliśmy jeszcze chwilę niepewności, bo znów pojawił się czerwony szlak na rozwidleniu dróg. Poszliśmy nim, ale wątpliwości nas gryzły. Odśpiewanie wezwania "wesprzyj nas św. Jakubie" (w dodatku po hiszpańsku) pomogło i na tej leśnej głuszy pojawili się ludzie, którzy skierowali nas na właściwą drogę. 

Pięknym wąwozem zeszliśmy nad szeroko rozlaną, malowniczą rzeczkę Skrwę, a po prawej widać już było ośrodek rekreacyjno-jeździecki Cierszewo. Tu był koniec naszej wędrówki pierwszego dnia. Mieliśmy bardzo sympatyczny domek z malutką kuchenką. Restauracja ładna, jedzenie smaczne, ceny umiarkowane (jak na Warszawę). Jest to jedyny nocleg na tym odcinku i na pewno trzeba rezerwować wcześniej, bo mają bardzo duży ruch.

Wstaliśmy dość wcześnie i po śniadaniu ruszyliśmy w drogę. Za bramą ośrodka w prawo. Ochroniarz wskazał nam skrót - niezwykle malownicza droga dochodzi do wsi Siecień. Ksiądz z Siecienia okazał się bardzo sympatyczny, po mszy pobłogosławił nas, obficie skropił wodą święconą i przystawił pieczątki w paszportach. Ruszyliśmy dalej. 



Droga prosta, asfaltowa, biegnie do wsi Sobowo. Przy rozwidleniu na Rembielin ruiny dworku dawnych właścicieli Strupczewskich. Pokazano nam skrót przez pola, niestety jest to droga prywatna, nie wiadomo, czy będzie ją można wykorzystać. Słońce już mocno prażyło. W Sobowie natknęliśmy się na przemarsz OSP w galowych mundurach, ze sztandarami i orkiestrą. Zdążyliśmy też zwiedzić kościół. Przy sklepie poinformowano nas, że na miejscowym cmentarzu jest grób rodziców Wałęsy (on sam urodził się ok. 2 km stąd). Kawałek za wsią tablica graniczna: dotarliśmy do krańca województwa mazowieckiego, czyli zakończyliśmy nasze Camino Mazowieckie na odcinku północnym. Opiliśmy to wodą mineralną i odważnie ruszyliśmy na obczyznę. Przez Lenie Wielkie doszliśmy do Dobrzynia. 



W Dobrzyniu obejrzeliśmy kościół pofranciszkański oraz górę zamkową (wspaniały widok). We  Włocławku, gdzie dotarliśmy PKSem, zajrzeliśmy do kościoła Franciszkanów, zjedliśmy meksykańską zupę, reklamowaną jako specjał dla zdrożonych turystów, wypiliśmy piwo i dotarliśmy na dworzec. Już tu kilometry, prawie hiszpańskie słońce i piwo sprawiły, że marzyliśmy o sypialnych. Zanosiło się jednak na miejsca stojące. Na szczęście św. Jakub pomógł nam po raz kolejny i jakiś młody człowiek, wysiadając, rzucił w naszą stronę "w pierwszym przedziale jest 5 miejsc". Tak więc mogliśmy jeszcze trochę pogadać, nacieszyć się swoim towarzystwem, zanim zmorzył nas sen.


niedziela, 3 kwietnia 2011

Przejście Drogą Mazowiecką Wilczkowo-Imielnica


Wieczorem w piętek dojechałyśmy do miejscowości Wilczkowo pod Wyszogrodem. Nocowałyśmy w gospodarstwie agroturystycznym Alicante.

Piękny poranek w Wilczkowie


Od Wilczkowa ruszyłyśmy do wsi Marcjanka (sklep), a potem prosto przez las. Generalnie, na trasie jest dużo sklepów, choć, jak głoszą szyldy, są w nich głównie "wódka, wino, piwo, gaz, pasza". No, jakieś bułki były.

Droga wychodzi z lasu prosto na drogę asfaltową (Podgórze - Parcele). Skręciłyśmy w lewo i na najbliższym rozstaju zobaczyłyśmy niebieski szlak PTTK. Poprowadził nas bardzo ładnymi leśnymi drogami do Zakrzewa Kościelnego (10,5 km, kościół niestety zamknięty) a potem do Kępy Polskiej (13,5 km). Gdzieś pomiędzy Zakrzewem a Kępą spotkałyśmy przemiłe panie, które nas zapraszają do odwiedzin.

Kościół w Zakrzewie


W Kępie Polskiej nastąpiła niewątpliwie interwencja św. Jakuba (chwała Mu za to!). Byłyśmy już zmęczone, przysiadłyśmy na ławeczce koło sklepu (wódka, wino, itd.) i przysiadł się do nas obywatel w stanie leciutko wskazującym na spożycie. Zainteresował się, dokąd idziemy. Kiedy usłyszał, że do Białobrzegów, zaczął nam tłumaczyć, że broń Boże nie szlakiem, bo nadłożymy kilka kilometrów. Dokładnie nam powiedział, jak mamy iść. Słuchałyśmy go trochę jednym uchem, no bo na naszej nowej (2010) niby wojskowej "setce" niebieski szlak biegł prosto do Białobrzegów.

Na szczęście na rozstajach dopytałyśmy się innego obywatela. Faktycznie - mapa sobie - a szlak sobie: z Kępy Polskiej do Miszewa. Nasz Droga prowadzi tak: szlakiem niebieskim dochodzimy do Kępy Polskiej. Skręcamy w lewo do kościoła. Wracając z kościoła znów skręcamy w lewo i niedaleko za skrzyżowaniem  opuszczamy asfaltową drogę, wchodząc na biegnącą troszkę powyżej drogę piaszczystą. Ta piaszczysta droga prowadzi nas przez zabudowania, potem las, do wału przeciwpowodziowego. Wchodzimy na wyłożoną płytami drogę wzdłuż wału i prawie zaraz (wg mapy kilometr, w rzeczywistości chyba mniej) skręcamy w prawo na drogę gruntową, potem asfaltową. Ta droga doprowadzi nas do Białobrzegów Starych, gdzie skręcamy w prawo na drogę asfaltową. Dochodzimy do mostku. Zaraz za mostkiem w lewo, pod lasem dochodzimy do Białobrzegów, gdzie znajduje się gospodarstwo agroturystyczne Ev-Jack. Jest tu bardzo skromnie, ale właściciel przemiły, woda gorąca, jest kuchnia do dyspozycji. Na kolację zostałyśmy poczęstowane bardzo dobrym winem własnej produkcji, na śniadanie ogórkami konserwowanymi - w życiu takich nie jadłam! Aha, gdzieś koło mostku powitał nas znowu niebieski szlak. Z Wilczkowa wg mapy ok. 22 km, w rzeczywistości chyba trochę więcej.

W piękny niedzielny poranek wyruszyłyśmy z Białobrzegów cały czas niebieskim szlakiem do Wykowa (znów piękny las) i Liszyna. Przy pierwszych zabudowaniach w Liszynie, za szkołą, trzeba na skrzyżowaniu iść prosto na Borowiczki - Pieńki. Tu juz wracamy do cywilizacji. Dochodzimy do Płocka, do fabryki New Holland Agriculture na Bielinie. Tu opuszczamy niebieski szlak, przechodzimy przez most, skręcamy w lewo w ul. Harcerską, biegnącą potem łukiem w prawo i cały czas Harcerską dochodzimy do kościoła św. Jakuba i Najświętszego Serca Jezusowego w Imielnicy! Od Białobrzegów ok. 12 km.

poniedziałek, 14 marca 2011

Przejście pierwszym odcinkiem Drogi Mazowieckiej Katedra-Bielany


Spotkaliśmy się w piękną, cieplutką, wiosenną niedzielę pod Katedrą. Dokonaliśmy otwarcia sezonu wiosennego oraz pierwszego przejścia początkowym odcinkiem Drogi Mazowieckiej.
Silna grupa wyrusza na szlak

Po krótkiej dyskusji nad kierunkiem (w stronę Wisły czy Nowego Miasta?) ruszyliśmy przez Rynek, Barbakan, Nowe Miasto. Koło kościoła Nawiedzenia NM Panny na Przyrynku zeszliśmy ze skarpy i troszkę okrężną drogą, przez park dotarliśmy do studni Stanisława Augusta. Od tego miejsca w zmniejszonym składzie ruszyłyśmy dalej, okrążając Cytadelę od zachodu. Od ulicy gen. Zajączka skręciłyśmy w Śmiałą, która nas przeprowadziła "z dala od zgiełku aut" przez przepiękny Żoliborz Oficerski do Placu Słonecznego. Dalej przez Kępę Potocką, nad kanałem dawnej odnogi Wisły dotarłyśmy do Lasu Bielańskiego. Po krótkim odpoczynku w podziemiach kościoła pokamedulskiego doszłyśmy do końca Lasu i do nadal księżycowego krajobrazu budowy Mostu Północnego. Tarchomin był na wyciągnięcie dłoni. Razem z drogą powrotną do cywilizacji (czyli autobusu) wyszło jakieś 13 - 14 km.
Wiosna!